....

....

Tragedia, ktorej mozna bylo zapobiec i wspomnienie pracownicy zlobka.


posted by Matka-polka-z-wyboru on , , , ,

No comments

W tym miejscu miał pojawić się post wspomnieniowy o moich dziadkach, ale się nie pojawi. 
Wspomnienia zostały przykryte, w momencie kiedy moim oczom ukazał się tytuł artykułu "Tragedia w nielegalnym żłobku". 
Jako były pracownik punktów opieki nad dziećmi, jako matka - nie mogłam przejść obojętnie i kliknęłam na link, zobaczyć co się stało.

Dziewięciomiesięczny chłopiec pozostawiony pod opieką 28 letniej studentki turystyki i rekreacji.
W prowizorycznym żłobku, które okazuje się prywatnym mieszkaniem. Bez kontroli, bez sprawowania jakiejkolwiek pieczy nad funkcjonalnością tego miejsca.
Pięcioro dzieci, najmłodsze 3 tygodnie. 
Studentka zauważywszy zły stan dziecka, zamiast zadzwonić na pogotowie - wysyła rodzicom dziecka sms'a. 
Rodzice pojawiają się kilka godzin później, kiedy chłopiec już nie żyje.
Przyczyna zgonu nie została jeszcze ustalona. 

Nasuwają mi się pytania...
Dlaczego ludzie bez wyobraźni i doświadczenia biorą się za tworzenie takich przechowalni {inaczej tego nazwać nie można}?
Dlaczego rodzice oddają swoje dzieci do takich miejsc? Dlaczego nie proszą o dokumentację opiekunek i odbiorów stanitarnych itd. ? 
Dlaczego rodzic przyprowadza chore / osłabione dziecko do żłobka / przedszkola?
Dlaczego ta studentka nie zadzwoniła na pieprzone pogotowie, widząc zwłokę rodziców nie reagowała? 

Pracowałam w kilku punktach żłobkowych. W jednym miewałam wiele przygód, po przeczytaniu tego doniesienia, przywołuję w głowie retrospekcje obrazów z tamtych chwil. 

Duże, przestronne pomieszczenie.
Podzielone na kącik zabaw, sypialnię z 10 łóżeczkami i kuchnię. 
Kolorowa wykładzina, naklejki na ścianach. 
Ośmioro dzieci przyprowadzanych o 8, odbieranych w okolicach 17. 
Jedne płaczliwe i wymagające więcej uwagi, inne radosne zajmujące się sobą. 
Przekrój wiekowy dość szeroki 5-12 msc. I ja sama.
Każde trzeba nakarmić, każde trzeba przytulić. Wszystkie chcą spać, więc silę się na synchronizację, która stopniowo mi wychodzi. Jestem z siebie dumna, bo okiełznanie 8 dzieci nie jest łatwe. 
Po drzemce obiady, czynności higieniczne. Wszystko taśmowo, mechanicznie. 
Jedynie uśmiech, łaskotki nie są mechaniczne - o ile nikt nie krzyczy i jest na nie chwila czasu. 
Kiedy zaczynają się odbiory, rodzice są przekonani, że opiekunki są co najmniej dwie. Bo i jak jedna osoba ogarnia taki harmider? A jednak.. Ot psikus. 
Nie mogę wyprowadzić ich z błędu, bo oczy wielkiego brata są wszędzie. Kamery zamontowane przez nie bywające właścicielki, które próbują wywierać dobre wrażenie na klientach. 
Monitoring nie dla rodziców, a do strofowania personelu. 
Robię co mogę. Dwoje się i troje. Jedyne słowa docenienia padają z ust zadowolonych rodziców. Dziecko przewinięte, nakarmione, radosne, bez guzów, ran ciętych. To najważniejsze. 
Dla mnie liczyły się te momenty, kiedy moj podopieczny opuszczał mury żłobka i z radością rzucał mi się w ramiona, dawał buziaki i nazywał "ciocią". Na swój sposób kochałam te maluchy. Mimo ograniczonych możliwości starałam się im dać namiastkę ciepła, bliskości, zabawy. 
Dlaczego nigdy nie powiedzialam rodzicom prawdy o tym, co dzieje się w miejscu, gdzie zostawiają swoje dzieci? O sieci kłamstw, w jaką wplątują się już w momencie pierwszej rozmowy z szefostwem, lub pracownikami? 
Bo potrzebowałam tej pracy. Potrzebowałam tych marnych 800 zł, które mi płacono za trud i odpowiedzialność jaka na mnie spoczywała. 
Nie! tym dzieciom nie działa się krzywda, bo nie pozwalałam na to, kiedy były pod moją opieką. Jednak gdyby ktokolwiek zapytał mnie czy oddałabym swojego syna do takiego miejsca, wiedząc tyle ile wiem dziś - odpowiedź padłaby od razu. Bez ani sekundy zawahania. 
NIE. nie oddałabym i nie oddam nigdy dziecka do niesprawdzonego, nie legalnego żłobka - zwanego przechowalnią.

Dziś mój syn ma prawie dwa lata.
Bardzo dużo rozumie, bardzo dużo potrafi przekazać. Coraz więcej potrafi zrobić. 
Jeśli uda nam się dostać do żłobka lub przedszkola - na pewno będzie to sprawdzona i państwowa placówka. 

PS. Wiecie gdzie jest największa ironia polskiego systemu żłobkowego?
Dla dzieci jest przygotowanych niewiele ponad 70 tys miejsc opieki.
Super, tylko że rocznie na świat przychodzi ich w Polsce 370-400 tysięcy.

I właśnie to jest odpowiedź na moje pytania.
Dlatego rodzice m.in nie sprawdzają gdzie oddają dziecko. 
Bo muszą wracać do pracy, zarabiać na życie. A jeśli nie mają z kim zostawić, a na opiekunkę ich nie stać? To oddają dosłownie gdziekolwiek - nawet do przechowalni.


Leave a Reply